Ciemno…z kąta sączy się zapach kadzidła. Lawenda. Dookoła setki świec…z głośników wydobywa się indyjska muzykę, a ja ,leżę na podłodze…czuję się jak martwa…ciało ociężałe, wszystkie kończyny bolą, robi się niewygodnie…ale nie umiem się ruszyć, jestem na to zbyt sztywna…a w głowie wciąż te obce głosy: jesteś złudzeniem, jesteś iluzją, jesteś fantazją…nie istniejesz…i ja…robię się coraz mniejsza i mniejsza, aż wreszcie mam uczucie, że zmieściłabym się w łupinie od orzecha…ale nadal się kurczę i już prawie nie widać mnie w stosie mych byłych ubrań… jesteś złudzeniem, jesteś iluzją, jesteś fantazją…krzyczę, albo wydaje mi się, że krzyczę…niczego już nie jestem pewna…pot oblewa moje skronie i czuję się cała obolała…jestem złudzeniem…czy to śmierć, pytam siebie, ale już nie jestem w stanie odpowiedzieć…jestem iluzją…robię się półprzeźroczysta i zaczynam tęsknić za dotykiem ludzkiej ręki…sama…jestem fantazją…czyją?...nikt nie jest w stanie odpowiedzieć, bo nie ma w pobliżu nikogo…me martwe ciało…nie tak chciałam umrzeć, mam ochotę powiedzieć, ale powieki robią się coraz cięższe i cięższe i nie mówię już nic…nie istnieję…tylko ta mętna nadzieja, że może tym razem umieram po raz ostatni…